Jan Rokita

Batalia silnikowa

Batalia silnikowa
Jan Rokita

Francusko-niemiecka batalia silnikowa wybuchła tyleż nagle, co nieoczekiwanie. I natychmiast wstrząsnęła całą euro-unijną polityką.

Kiedy w ubiegłym roku unijne rządy wstępnie uzgadniały plan likwidacji aut z silnikami spalinowymi do 2035 roku, pod nosem coś tam prychały niezadowolone Czechy i Polska. Starym zwyczajem w Brukseli to zlekceważono. Zarówno Niemcy, jak i Włosi siedzieli wtedy cicho. Berlin, bo świeżutka lewicowo-zielono-liberalna koalicja nie miała jeszcze w tej materii żadnych uzgodnień, zaś Rzym – bo tam z kolei dogorywał euroentuzjastyczny gabinet Draghiego, z góry zgadzający się na każdą unijną dyrektywę. Francuska prezydencja zapisała więc na swoje konto sukces w walce o klimat, a potem stosowne prawo uchwalił entuzjastycznie Parlament Europejski.

No i nagle zrobiło się istne piekło. Nie dość, że „faszystka” (jak mówią ciągle w Europie) Giorgia Meloni ostro upomniała się o interesy włoskiego przemysłu motoryzacyjnego. Lecz na ostatniej prostej, gdy zadość się już miało stać tylko unijnym formalnościom, weto zgłosił… niemiecki minister transportu Volker Wissing. Dla Francuzów było to jak cios w szczękę, zadany znienacka przez rzekomego przyjaciela. Idzie bowiem nie tylko o bezceremonialność, z jaką Berlin nagle upomina się o interesy niemieckiego przemysłu. Ale może jeszcze bardziej o pogwałcenie zasad, ponoć obowiązujących w relacjach francusko-niemieckich. Niemcy bowiem zrobili to co zrobili, bez zapowiedzi, bez konsultacji, na ostatniej prostej, i na przekór temu, co wynegocjowała (jak się jej wówczas wydawało) prezydencja francuska.

Liberałowie niemieccy, bez których kanclerz Scholz nie może utrzymać się u władzy, tym razem zagrali ostro w interesie swojego biznesowego elektoratu. Wymusili na koalicji niemieckie weto, żądając zgody Unii na produkowanie po roku 2035 aut zasilanych tzw. „paliwami syntetycznymi”, zmniejszającymi emisję gazów cieplarnianych. Nie bez przyczyny. Niemiecka nauka i niemiecki przemysł mają stuletnie doświadczenie w produkcji takich paliw. A koncern IG Farben rozpoczął ich produkcję w roku 1927, jako pierwszy na świecie, tzw. „metodą Friedricha Bergiusa”, wynalezioną przez owego sławnego chemika z Wrocławia, który dostał za to w 1931 roku Nagrodę Nobla. Tyle tylko, że Berlin chcąc zgody Unii na paliwa syntetyczne, tym samym żąda, aby w przyszłości można było bez ograniczeń produkować auta z silnikami spalinowymi. A to jest traktowane przez lobby ekologiczne jako obelżywy policzek, zaś przez Paryż – jako antyfrancuska prowokacja.

I tak utworzyły się w Unii dwie arcyciekawe koalicje. Po jednej stronie Paryż, w asyście Hiszpanów, Belgów, Holendrów i ekologicznych Skandynawów; po drugiej Berlin – z Polską, Czechami i Bułgarią po jednej, oraz Italią po drugiej stronie. Co więcej, na poniedziałkowej naradzie w Strasbourgu „koalicja niemiecka” odrzuciła wszelkie mdłe kompromisy, żądając zachowania silników spalinowych, i basta! Rzecz jasna, doceniam cywilizacyjny wymiar decyzji o tym, czy Europejczycy zostaną, czy nie zostaną zmuszeni do porzucenia wkrótce normalnych spalinowych samochodów. Ale w tej silnikowej batalii bardziej cieszy mnie jej wymiar czysto polityczny. Nigdy bowiem za dużo powtarzać, że jak Berlin idzie ręka w rękę z Paryżem, to w Europie robi się duszno i brak w niej miejsca dla mniejszych narodów. A jak Berlin z Paryżem się biją – to robi się świeże powietrze i w Europie znów jest czym oddychać.

Jan Rokita

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.