Majka Lisińska-Kozioł

Balkon zamiast spaceru. Uwięzieni na starość we własnym domu

Nikt dokładnie nie wie, w jakich mieszkaniach żyje kilka milionów naszych seniorów Fot. Fot. 123rf Nikt dokładnie nie wie, w jakich mieszkaniach żyje kilka milionów naszych seniorów
Majka Lisińska-Kozioł

Na zewnątrz wprawdzie dość kiepska pogoda, ale osiemdziesięcioletni pan Władysław chce się przewietrzyć. Ubiera się cieplej, żeby ochronić się przed wiatrem. Tylko buty może sobie darować, bo przecież nigdzie nie wychodzi. Postoi sobie z pół godzinki na balkonie...

Jeszcze dwa lata temu takie stanie na balkonie nie musiało mu zastępować spaceru. Schodził z 3. piętra w bloku na osiedlu Podwawelskim całkiem żwawo. Z wchodzeniem było gorzej, musiał robić przerwy, by złapać powietrze, ale dawał redę. Jednak po ostatnim zasłabnięciu i po śmierci żony jakoś opadł z sił, a lekarz ostrzegł, żeby się bez potrzeby nie forsował. No i spacery się skończyły.

Gdyby 20 lat temu, jak zamieniali z żoną dawne mieszkanie na to „podwawelskie”, miał trochę więcej wyobraźni, wybrałby parter albo przynajmniej blok z windą. No, ale kto wtedy myślał o tym, że z czasem sił ubędzie. - Nie myślałem, że czegoś nie dam rady, no to teraz mam balkon zamiast spaceru. Dobrze, że zakupy można zamówić przez telefon, a jak koniecznie trzeba gdzieś wyjść, wynajmuję wnuka sąsiadki. Przyjeżdża z kolegą, zawożą mnie, gdzie muszę być i wnoszą na górę. I tak aż do następnego razu - opowiada.

Do 2050 r. udział osób powyżej 65 lat w populacji UE wzrośnie do 30 procent, ale w Polsce do 2035 r. co czwarty mieszkaniec będzie miał właśnie tyle lat. Warto się więc już dziś zastanowić, czy te osoby będą mieszkać w odpowiednich warunkach. Odpowiednich, czyli takich, które zapewnią im samodzielność do późnej starości. Sprawa jest paląca, bo wciąż nie bardzo wiadomo, w jakich mieszkaniach żyje kilka milionów naszych seniorów. A dobrze by było mieć takie dane, gdyż - jak wyliczyli ekonomiści - samodzielność osób w podeszłym wieku, odciąża budżet państwa i samorządów oraz system służby zdrowia.

***

Samodzielność to także możliwość swobodnego opuszczania swojego lokum choćby po to, żeby bywać wśród ludzi. A towarzystwa brakuje dziś szczególnie 90-letniemu Tadeuszowi Smreczyńskiemu. Ten lekarz internista mieszka z żoną na III piętrze jednego z bloków przy ul. Szwedzkiej. Schody, które prowadzą do jego domu, są dość wąskie i kręte; trudne do pokonania przez kogoś w mocno zaawansowanym wieku. Pan Tadeusz od dwóch lat ma więc kłopot z opuszczaniem swojego lokum.

- A gdy trzeba było jechać do szpitala, sanitariusze znosili mnie do karetki, a potem wnosili do mieszkania - opowiada. - Owszem, jestem słabszy, dokucza mi serce, ale gdyby w moim bloku była winda i odpowiedni podjazd, wyjście nie byłyby problemem. Ale windy nie ma, za to ja mam „areszt domowy”.

Tadeusz Smreczyński był więźniem obozu Auschwitz II - Birkeanu i Mauthausen. To wówczas postanowił, że będzie lekarzem. Po wojnie zrealizował to postanowienie, przez wiele lat pracował jako lekarz w Brzeszczach. Po przejściu na emeryturę przeniósł się do Krakowa. Jest członkiem Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego. Do niedawna bardzo aktywnie brał udział w spotkaniach lekarzy, konferencjach naukowych i wygłaszał wykłady. - To była wielka radość, gdy mogłem porozmawiać z kolegami, powspominać. A tak muszę rezygnować ze spotkań i odrzucać zaproszenia na wykłady. Powadzę właściwie namiastkę życia, które do niedawna było moim udziałem. A na dodatek rezygnowanie z aktywności głównie z powodu niedogodności architektonicznych, którym nie może sprostać 90-letnie ciało, jest przykre- mówi.

Tym bardziej, że przyjaciele też są w podeszłym wieku, więc schody do mieszkania pana doktora i dla nich bywają przeszkodą nie do sforsowania.

***

Niezdolność do wydostania się z domu i spotkania z innymi ludźmi ma niekorzystny wpływ na samopoczucie seniora, natomiast częste kontakty z rówieśnikami to jeden z warunków pogodnej i zdrowej starości. Rzadko się zdarza, by osoba, która w ogóle nie jest aktywna towarzysko, była całkowicie zdrowa. Jednak brak towarzystwa to niestety częsta i przykra rzeczywistość wielu starszych ludzi. Tymczasem samotność sprawia, że człowiek smutnieje i wtedy łatwo osaczają go choroby. A zdaniem psychiatrów zaburzenia depresyjne w podeszłym wieku, czyli u osób powyżej 65 lat, są zjawiskiem dosyć powszechnym.

Zgadza się z tym stanowiskiem pan Jan (87 lat), dotąd sprawny, w przeszłości sportowiec. Jeszcze trzy lata temu mógł wychodzić z domu, kiedy chciał. Mieszka co prawda na parterze, więc ma do pokonania ma tylko sześć schodów, ale cierpi na zawroty głowy, które uniemożliwiają mu zejście nawet z tych kilku stopni. Raz nawet próbował je sforsować, trzymając się poręczy, ale o mało nie upadł i teraz woli nie ryzykować. Wygodny zjazd dla wózka inwalidzkiego albo łazik schodowy rozwiązałyby sprawę. O takich udogodnieniach w jego bloku może jednak tylko pomarzyć. Pozostaje mu patrzeć na świat przez okno, bo spacery utracił raczej bezpowrotnie. Utracił też możliwość decydowania o sobie, co jest szczególnie dotkliwe.

Nie bez kozery mówi się, że starość jest wiekiem utrat. Traci się młodość, sprawność, zdrowie. Dzieci odchodzą z domu, wnukom brakuje czasu na od- wiedziny. Na dodatek człowiek po sześćdziesiątce powoli kończy swoją karierę zawodową. Na mniej sobie może pozwolić, bo przejście na emeryturę to zwykle również pogorszenie statusu materialnego. Pojawiają się przewlekłe choroby, a stosowanie niektórych leków daje objawy depresyjne. Powoli zmniejsza się też grono przyjaciół, znajomych. Coraz częściej obserwuje się odchodzenie osób, które w ciągu życia były nam bliskie, choćby współmałżonka.

***

Tę powolną utratę sił i wycofywanie się z aktywności obserwuje od lat opiekująca się osobami starszymi pielęgniarka Jadwiga Dobrucka. Wspomina np. pana Jurka, który mieszkał w starej kamienicy przy ulicy Józefińskiej. Zmarł dopiero niedawno, w wieku 91 lat, ale przez ostatnie dwa nie wychodził z domu i po prostu marniał.

- Trzecie piętro w starym budownictwie to prawie tak wysoko jak piąte w bloku. I o ile krok za krokiem udawało nam się z panem Jurkiem zejść na dół, to wejście po starych schodach było już wyzwaniem. Pojawiała się zadyszka, która długo nie znikała - wspomina. - A z czasem pan Jurek coraz bardziej bał się, że nie wdrapie się do mieszkania i rezygnował ze spotkań. Zaproszenia zostawały bez odpowiedzi, a on zostawał w domu. Widziałam, że było to dla niego bardzo trudne. Tym bardziej, że schody stanowiły też zaporę nie do przejścia dla jego wiekowych przyjaciół. I tak oto człowiek towarzyski, sprawny pod względem intelektualnym został - przez infrastrukturę - skazany na samotność.

***

Socjologowie uważają, że senior, który żyje sam lub tylko z małżonkiem, może być mniej samotny niż osoba w podobnym wieku otoczona wnukami. Jest jednak warunek sine qua non, a mianowicie, że wychodzi z domu, nawiązuje kontakty, uczestniczy w tym, co socjologowie nazywają siecią społecznych powiązań.

Seniorom potrzebny jest kontakt z rówieśnikami w równym stopniu, co częste spotkania z własnymi dziećmi i wnukami. Wzajemne kontakty między starszymi ludźmi są niezbędne, bo człowiek w każdym wieku odczuwa przecież potrzebę dzielenia się swoimi troskami, obawami czy problemami z kimś, kto dobrze go zrozumie, bo sam znajduje się w podobnej sytuacji. Dlatego z niektórych rzeczy starszy rodzic nie zwierzy się zapracowanej córce, czy zajętemu synowi, ale raczej swojemu przyjacielowi. To u niego znajdzie zrozumienie. Dlatego właśnie na starość liczą się przyjaźnie, które przetrwały próbę czasu.

Trochę inaczej niż losy pana Jurka potoczyło się życie pana Antoniego. Nie miał własnego lokum, ale wynajmował mieszkanie. Gdy wymówiono mu to w bloku z windą, gdzie czuł się dobrze, zaczął szukać jakiegoś na parterze. Miał wtedy 90 lat i bardzo chciał mieszkać samodzielnie, zwłaszcza że radził sobie z zakupami, porządkami, nawet gotowaniem. Jednak po bezowocnych poszukiwaniach, gdy przekonał się, że tak wiekowej osobie jak on nikt nie zechce wynająć samodzielnego mieszkania, zdecydował się na dom opieki. - Było mu tam wygodnie, ale z czasem stawał się coraz mniej samodzielny, a coraz bardziej uzależniony od obsługi - opowiada Jadwiga Dobrucka.

Nikogo do obsługi nie wzywa jak dotąd pani Aniela, choć przecież skończyła 85 lat, a mieszka na czwartym piętrze w bloku bez windy, na jednym z krakowskich osiedli. Mówi, że sobie radzi, ale sąsiedzi już dawno zauważyli, że z roku na rok trudniej jej wnieść do siebie siatkę z zakupami. No i wolniej pokonuje te swoje 85 schodów. A każdy następny rok będzie przecież trudniejszy. Pani Aniela mieszka sama, nie ma też żadnej bliskiej rodziny. O tym, żeby wdrapały się do jej garsoniery koleżanki, nie ma mowy.

- Wszystkie są mniej więcej w moim wieku i to czwarte piętro jest dla nich zbyt dużym wyzwaniem - mówi pani Aniela. - Na razie to ja do nich schodzę. A co będzie za rok czy dwa, wolę nie myśleć. Pewnie będę zdana na rozmowy przez telefon. Komputera niestety nie obsługuję i nawet nie mam. Na zapas się jednak nie smucę, zwłaszcza że udaje mi się wychodzić na spacery. Choćby nad Wisłę.

Majka Lisińska-Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.