Andrzej Szczerski: To bardzo dobry czas dla muzeów

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Anna Piątkowska

Andrzej Szczerski: To bardzo dobry czas dla muzeów

Anna Piątkowska

O modzie na muzeum, fenomenie Tamary Łempickiej i wystawie, która w tym roku ściągnie tłumy, a także historycznym momencie, który za kilka miesięcy już czeka Muzeum Narodowe w Krakowie opowiada nam jego dyrektor, prof. Andrzej Szczerski.

Stałby pan pięć godzin w kolejce, żeby zobaczyć wystawę Łempickiej? Tyle czasu trzeba było poświęcić w ostatnich dniach wystawy, żeby zobaczyć jej obrazy.
Stałbym. To była wystawa wyjątkowej klasy i chciałbym ją zobaczyć właśnie w Krakowie. Sposób, w jaki została przedstawiona w naszym muzeum także był wyjątkowy. Świetna architektura wystawy, oryginalny dobór prac. Taka wystawa Łempickiej już się nie powtórzy. Warto stać nawet pięć godzin dla czegoś tak unikalnego.

W ostatnim roku Łempicką można było zobaczyć na wystawie w Lublinie i Konstancinie – wszędzie towarzyszyło wystawom ogromne zainteresowanie. Wiem, że krakowską wystawę odwiedzały osoby, które wcześniej widziały już obrazy na wspomnianych ekspozycjach.
To nie były identyczne wystawy, tylko część obrazów prezentowanych w Lublinie przyjechała do Krakowa. Nasza wystawa skupiała się wyłącznie na malarstwie i miała aneks fotograficzny – to odróżniało ją od dwóch wspomnianych, na których pokazywano także rysunki, sztukę stosowaną, w tym meble i biżuterię. Wystawa w MNK miała też własną, efektowną aranżację, więc nawet, jeśli ktoś widział wystawę w Lublinie, chciał przyjechać do Krakowa, żeby de facto zobaczyć inną wystawę Łempickiej. Ale przede wszystkim główny powód to popularność samej artystki.

Na czym polega ten fenomen?
To artystka, której z jednej strony należy do kanonu historii sztuki, z drugiej bardzo dobrze funkcjonuje w popkulturze, jej nazwisko jest rozpoznawalne, a moda na Łempicką trwa w Polsce od wielu lat. Klasa tych dzieł jest niezaprzeczalna – i to jest najważniejsze – a dziś podobają się masowej publiczności, ponieważ przekazują kanon piękna, jakiego nie mamy na co dzień, a które, jak się okazuje, jest nam bardzo potrzebne. To piękno oparte na klasycznych wzorach i proporcjach, ale poddane nowoczesnej interpretacji, bliskiej współczesnej kulturze wizualnej. Są to wreszcie obrazy wybitne technicznie, można je w pełni docenić tylko w oryginale i to właśnie możliwość zobaczenia ich bezpośrednio przyniósł tak wysoką frekwencję. Obrazów artystki nie da się tak naprawdę zobaczyć w internecie czy na reprodukcji.

Fenomen Łempickiej to chyba także ona sama, sposób w jaki żyła, jak o sobie opowiadała.
Zdecydowanie tak, mamy do czynienia z wzorcem osobowym, który współcześnie bardzo się wyróżnia. Jej sława międzynarodowa, polskie korzenie, zamożność, ekscentryzm, elegancja – to trochę opowieść o naszym XX-wiecznym raju utraconym, który został zniszczony przez historię. Możemy sobie wyobrazić takie i podobne życiorysy polskie, gdyby nie tragedia wojenna, komunizm, odcięcie od świata po II wojnie światowej. Zresztą artystka takie dramaty także potrafiła namalować, o czym przypominały między innymi obrazy z przedstawieniem zrujnowanych miast i uchodźców wojennych. Łempicka to namiastka idealizowanego przez nią samą i trochę nierealnego świata, w którym chcielibyśmy się znaleźć, choć na chwilę, patrząc na jej obrazy.

Wystawa cieszyła się rekordowym zainteresowaniem, porównywalnym jedynie z pokazem impresjonistów z 2001 roku i prezentowanej w końcówce lat siedemdziesiątych ekspozycji „Polaków portret własny”. Nieczęsto zdarzają się wystawy robione z takim rozmachem, ważne i budzące tak wielki odzew.
Tego typu wystawy i takie tłumy to ewenement, zdarzają się raz na wiele lat. Jestem przekonany, że na kolejny taki sukces trzeba będzie długo pracować, aczkolwiek biorąc pod uwagę rosnące możliwości działania jakimi dysponują polskie muzea, będzie się to działo coraz częściej. Warto podkreślić, że od kilku lat stopniowo budujemy markę polskich instytucji w świecie, jako tych, które są w stanie wystawy na takim poziomie organizować. Pokazy prac Tamary Łempickiej dowiodły, że możemy sobie pozwolić na wystawianie dzieł tej klasy i tak kosztownych. Kluczowe znaczenie miała tu dla nas specjalna dotacja z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dzięki której wystawę sfinansowaliśmy. Warto podkreślić, że dotąd zazwyczaj wystawy wielkich światowych gwiazd przyjeżdżały do nas jako gotowe tak zwane „wystawy podróżujące”, złożone z tych samych prac pokazywanych w wielu miejscach. Przygotowuje je z reguły jedno z dużych muzeów o globalnej marce, a następnie sprzedaje do mniejszych muzeów. W przypadku Łempickiej było inaczej. To my zainicjowaliśmy projekt, korzystając ze wsparcia Muzeum Narodowego w Lublinie. Nasz kurator, Światosław Lenartowicz, wybrał obiekty i dzięki pomocy rodziny artystki mogliśmy podjąć o nie starania. Projekt aranżacji to także dzieło pracującej w muzeum Magdaleny Bujak, a obrazy potrafiła w krótkim czasie sprowadzić z Europy i USA koordynatorka wystawy Katarzyna Pawłowska. Polska rozwija się gospodarczo, co wpływa również na życie artystyczne i środki, którymi dysponujemy. Będzie nas stać na coraz lepsze, samodzielne inicjatywy wystawiennicze, co zresztą widać już w ostatnich kilku latach zwłaszcza w działalności Zamku Królewskiego w Warszawie. Powinniśmy planować w Polsce ambitne wystawy i je realizować, a doświadczenie Łempickiej jest pod tym względem bardzo budujące.

Mówi pan o światowych dziełach, ale w Warszawie kolejki ustawiały się na Witkacego. Znajdziemy go przecież w wielu polskich muzeach.
Rzeczywiście Witkacy jest dostępny w stałych kolekcjach wielu muzeów w Polsce, ale nie aż w tak dużym wyborze, a ostatnia duża wystawa Witkacego miała miejsce w 1989 roku, czyli ponad trzydzieści lat temu, również w Muzeum Narodowym w Warszawie. To z kolei dowód na to, jak bardzo podoba się klasyka sztuki polskiej. Jak widać, odpowiednio pokazana, może wzbudzić duże emocje.

Ubiegłoroczna frekwencja w Muzeum Narodowym w Krakowie była rekordowa - i muzeum nie zawdzięcza jej wyłącznie Łempickiej - co znaczy, że publiczność wróciła. Nie miał pan obaw, że tak się nie stanie, że pandemia przyzwyczai nas do oglądania online? Wiele muzeów udostępniło przecież swoje zdigitalizowane zbiory, inne dziedziny sztuki – jak teatr czy kino - też pokazały, że można uczestniczyć w kulturze bez wychodzenia z domu.
Nie obawiałem się takich zmian. Już w trakcie pandemii, patrząc na publikowane wówczas plany działalności muzeów na świecie, widać było, że nie stanie się to, przed czym przestrzegano, czyli, że zmieni się sposób funkcjonowania muzeów i na przykład nie wrócą już wielkie wystawy, na które sprowadza się dzieła z całego świata. Prace nad nimi nie zostały wstrzymane, a jedynie odłożone w czasie, czego przykładem jest święcąca aktualnie tryumfy wystawa Vermeera w Rijksmuseum w Amsterdamie, którą przygotowywano właśnie w pandemii. Nikt z niej nie zrezygnował kiedy stało się oczywiste, że pandemia zostanie opanowana w ciągu najwyżej kilku lat – a wystawę przygotowuje się kilka lat. Wydaje mi się także, że – paradoksalnie – dzięki pandemii muzea potwierdziły swoje znaczenie, artystyczne, kulturotwórcze i ekonomiczne. Okazało się, że cyfrowa reprodukcja pozwala nam wiele zobaczyć, ale jest tylko przygotowaniem do spotkania z oryginałem. Bezpośredniego kontaktu z dziełem sztuki nic nie zastąpi, a wartość oryginału jest nie do przecenienia.

Przez pierwsze miesiące ubiegłego roku muzea działały jeszcze w rygorze pandemicznym, publiczność wróciła od razu, jak tylko pozwolono?
Natychmiast, za co jesteśmy bardzo wdzięczni! Ten powrót pokazał, że w Krakowie zwiedzanie muzeów jest ważnym elementem naszej codzienności i jak tylko wszystko wraca do normy od razu chcemy także zobaczyć muzealne wystawy. A to Krakowianie są przede wszystkim naszymi gośćmi. Warto zauważyć, że w dużych europejskich miastach, gdzie przed pandemią przyjeżdżało mnóstwo turystów, powrót publiczności był jednak wolniejszy. Tymczasem w Krakowie brak turystów zagranicznych został zrekompensowany przez turystykę krajową, potwierdzając ogólnopolskie znaczenie miasta. To wystarczyło, żeby zbudować tę niezwykłą frekwencję. Na początku roku zakładaliśmy zresztą że będzie dużo niższa, ale w połowie roku – po zakończeniu wystawy Jacka Malczewskiego, która bardzo się podobała – widać już było, że publiczność jest ponownie z nami. Wtedy zaczęliśmy spodziewać się rekordu.

Można mówić o modzie na muzeum?
Tak. Przeżywamy dziś w Polsce bardzo dobry czas dla muzeów. W większości krajów zachodu boom muzealny przypadł na lata 90., kiedy powstawało dużo nowych instytucji i zaczęto pokazywać wielkie, globalne wystawy. U nas analogiczny fenomen rozpoczął się niedawno i na pewno jest znakiem naszych czasów.

Same muzea też przeszły ogromną metamorfozę, jeśli ktoś pamięta je z wycieczek szkolnych w postaci gablot, filcowych kapci i staroci, do których nie można się zbliżać, nie odnajdzie w zdecydowanej większości dzisiejszych placówek takiego klimatu.
Obraz muzeum zmienił się całkowicie, dziś myślimy o nich, jako instytucjach, które działają na wielu polach między edukacją i rozrywką, dbających o kulturę elitarną, ale potrafiących się komunikować z szeroką publicznością, stając się alternatywą dla popkultury i szumu informacyjnego, który nas otacza. Dzisiejsze muzea można zaliczyć do kluczowych instytucji budujących współczesne społeczeństwa, oparte na wiedzy. Nasze muzeum, organizuje nie tylko wystawy, choć one są najbardziej widoczne. To także edukacja, konserwacja, digitalizacja, badania naukowe, praca z mediami – to bardzo duża instytucja, działająca na wielu polach i poszerzająca nieustannie swoją ofertę. Skończyliśmy niedawno projekt poświęcony spektrum autyzmu i jego wpływowi na odbiór dzieł sztuki, po to, aby kolejnej grupie widzów dać komfortowe warunki do poznawania naszych zbiorów. Takie procesy coraz szerszego otwierania naszych drzwi dla publiczności, będą się toczyć dalej. To nie przypadek, że muzea bardzo szybko przyjęły uchodźców z Ukrainy i przygotowały dla nich tak bogatą ofertę działań i wsparcia. Wartością jest dostrzeganie potrzeb współczesnego widza. W Polsce pod względem dostępu do dzieł sztuki jest coraz lepiej, mamy coraz większe doświadczenie również międzynarodowe, więc poziom tego, co planujemy w kraju musi się podnosić. Zresztą nie mam wątpliwości, że najlepsze muzea w Polsce już dziś prezentują europejski poziom.

Wspomniał pan o aranżacji wystawy Łempickiej, w czasie pandemii w MNK można było zobaczyć świetną edukacyjną wystawę „Moc muzeum” pokazującą właśnie to, jak na odbiór sztuki działa kontekst i jak o dziełach opowiadają nam kuratorzy.
Muzea mają wiele narzędzi, aby opowiadać o dziełach sztuki i je interpretować. Najczęściej widzowie ich nawet nie dostrzegają, a to one kreują sposób odbioru dzieła sztuki. Zaczynając od kwestii najprostszych, jak kolor ścian, na których wiszą obrazy, ale i to w jakim układzie są powieszone czy oświetlone. Na wystawie Łempickiej postąpiliśmy według wskazówek pozostawionych przez samą artystkę, która mówiła, że jej obrazy najlepiej prezentują się na szarym bądź ciemnym tle. Ściany były czarne, a podłoga szara i również dzięki temu wystawa prezentowała się tak fantastycznie. Obrazy zostały z kolei tak powieszone, aby wskazać na kilka dominujących tematów w twórczości Łempickiej, a dzięki temu - mimo iż wystawa nie była bardzo duża - oglądało się ją jak złożoną z kilku rozdziałów monografię artystki.

Niedawno otwarta wystawa ikon bułgarskich to z kolei świetny przykład na to, jakie znaczenie ma światło.
Architektura światła bywa nawet ważniejsza niż podziały ścian. To światło często buduje emocje i podkreśla wizualne wartości dzieł. Wśród najczęściej stosowanych rozwiązań jest równomiernie doświetlenie wnętrza w salach, gdzie chcemy dać widzom ogląd całości wystawy bez wyróżniania pojedynczych prac, jak na wykładzie z historii sztuki. Z kolei światło skupione na pojedynczych obiektach, pozwala na bardziej indywidualny kontakt z dziełem, kontemplację każdego z nich, z osobna. Ten drugi sposób oświetlenia wykorzystaliśmy na wystawie Łempickiej. To dzięki temu obrazy można było oglądać w szczegółach, każdy oddzielnie. Równomierne światło nie pozwoliłyby wydobyć fenomenalnej kolorystyki i techniki malarskiej artystki. To dzieło naszych specjalistów od oświetlenia, kierowanych przez Dariusza Sewiło.

Ale Łempicka to już zamknięty rozdział…
Nie do końca, trzy obrazy jeszcze przez kilka miesięcy można zobaczyć w Galerii Sztuki Polskiej XX i XXI wieku w Gmachu Głównym, udało nam się przedłużyć ich wypożyczenie.

I to w pobliżu Witkacego, dwa gorące nazwiska. Kto, oprócz nich, przyciągnie publiczność do MNK w tym roku?
Liczymy na Jana Matejkę.

Chyba znamy go już na wylot...
Wydaje się, że tak i że Matejko jest już wszędzie. Ale kiedy zobaczymy jego obrazy, zwłaszcza te mniej znane, zebrane w jednym miejscu, opowiedziane i interpretowane w nowy sposób, gwarantuję, że będzie to zupełnie inny niż dotąd Matejko. Myślę, że może się spodobać także wystawa o sztuce PRL-u, czyli trzecia odsłona projektu „4xNowoczesność”. To czasy pamiętane przez znaczną część naszej publiczności, która jak liczymy będzie chciała skonfrontować wystawę z własnymi wspomnieniami. Z drugiej strony PRL jest dziś mitem, budzącym wielkie emocje, ale i banalizowanym. My proponujemy, aby patrzeć na PRL bez nostalgii, ale i bez deprecjacji, jako na część historii polskiej nowoczesności w kontekście sztuki, designu i architektury. Trzecią wystawą, na którą zapraszam, to sztuka wileńska z lat 1918-1948, pokazana z perspektywy polskiej, litewskiej i żydowskiej. Ta ekspozycja może zaskoczyć klasą dzieł i wieloma nazwiskami, o których dziś już nie pamiętamy, czy faktami. To w Wilnie miał swój polski debiut Władysław Strzemiński, a edukację artystyczną rozpoczynał młody Andrzej Wróblewski.

To wystawy, ale przed muzeum w tym roku historyczny moment – po wielu latach wreszcie w całości wyremontowany kompleks Czartoryskich zostanie udostępniony zwiedzającym.
Kończymy wieloletni remont kompleksu muzeum, składającego się z trzech elementów: Pałacu otwartego pod koniec 2019 roku, Arsenału, który otworzyliśmy w pandemii w 2021 roku i Klasztorka, do którego zaprosimy publiczność w czerwcu. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, że Muzeum Czartoryskich jest w pełni odnowione i otwarte. Docenimy jak niezwykłą muzealną wartość i klasę ma cały ten kompleks. Myślę, że będzie to jedno z najpiękniejszych miejsc, nie tylko w Krakowie.

Pałac to oczywiście "Dama z gronostajem", w Arsenale znalazła się przestrzeń na sztukę starożytną, co zobaczymy w Klasztorku?
Przede wszystkim znajdą się tam zbiory związane z pierwszym muzeum Izabeli Czartoryskiej w Puławach, składające się z pamiątek polskich i europejskich kolekcjonowanych w romantycznym stylu gromadzenia fragmentów ważnych zabytków czy pamiątek po słynnych postaciach. Stąd obecność na wystawie m.in. słynnego krzesła Szekspira. Pokażemy historię zbiorów w Puławach, a także ich dalszych losów po wywiezieniu po Powstaniu Listopadowym do Paryża i ich eksponowania w hotelu Lambert. W Klasztorku znajdzie się też Gabinet Rycin i ekspozycja historycznej broni ze zbiorów Czartoryskich. Atrakcją będzie sama aranżacja wystawy, powrócą historyczne gabloty, które zostały zaprojektowane specjalnie dla Klasztorka. Okazjonalnie chcemy otwierać dziedziniec, dotąd niedostępny dla zwiedzających. Do Klasztorka wejdziemy przez Pałac, przejściem nad ulicą Pijarską, zgodnie z historycznym układem komunikacyjnym między budynkami. Kraków odzyska wyjątkowej klasy muzealny kompleks, którego w mieście od tak wielu lat brakowało. Historia skomplikowanego remontu konserwatorskiego i budowy de facto nowego muzeum w oparciu o historyczne zbiory nareszcie dobiegnie końca. Dla muzealników to niezwykłe wyzwanie i doświadczenie zawodowe, a przede wszystkim wyróżnienie, że to nam przypadł w udziale zaszczyt napisania kolejnego rozdziału w historii tej najważniejszej polskiej kolekcji, którą zawdzięczamy rodzinie Czartoryskich.

Kolejny rozdział historii czeka pana i zespół muzeum także w kontekście dawnego hotelu Cracovia. Kiedy następny krok w tym kierunku?
Logika inwestycji jest tu oczywista. W pierwszej kolejności należało wyremontować Muzeum Książąt Czartoryskich, była to pilna inwestycja i stosunkowo mała w porównaniu z tym, co czeka nas w Cracovii. Przygotowujemy w tej chwili konkurs architektoniczny, który zostanie ogłoszony w kwietniu we współpracy z krakowskim oddziałem Stowarzyszenia Architektów Polskich. Mówimy tu o całkowitym przekształceniu budynku na potrzeby pełnienia nowych funkcji, czyli oddziału muzeum poświęconego designowi i architekturze. Przebudowa Cracovii zmieni zarówno nasze muzeum, ale i ten fragment Krakowa, gdzie znajduje się dawny hotel. Bardzo liczę na to, że w konsekwencji rozpoczniemy dyskusję nad nową funkcją przestrzeni między muzealnymi budynkami i możliwością przekształcenia jej w nowy plac miejski, wokół którego skupione będą instytucje kultury i który łączyć się będzie z terenami zielonymi wokół Błoń.

Możemy mówić o jakichś datach?
Do jesieni tego roku rozstrzygniemy konkurs, potem nastąpi podpisanie umów z projektantami, procedura przetargowa, projekt budowlany i budowa - to perspektywa co najmniej kilkuletnia, wszystko zależy od terminowego przeprowadzenia procedur i dostępności środków finansowych.

Czy plany dotyczące budynku stworzonego z myślą o Muzeum Wyspiańskiego to projekt, który jest już nieaktualny?
Dla muzeum najważniejszą potrzebą inwestycyjną, obok Muzeum Czartoryskich i Cracovii, jest kapitalny remont i przebudowa Gmachu Głównego. Inwestycja ta była już od dawna planowana i stała się przedmiotem konkursu architektonicznego, rozstrzygniętego w 2015 roku. Zanim cokolwiek nowego zbudujemy, pamiętajmy, że mamy przede wszystkim monumentalny budynek, który jest sercem muzeum, a nie był remontowany od początku lat 90. Technicznie jest pod wieloma względami zużyty, w wielu aspektach niefunkcjonalny, kosztowny w utrzymaniu, bardzo trudny jeśli chodzi o zrealizowanie współczesnych norm bezpieczeństwa dla ludzi i zbiorów. I jego remont to priorytet, możliwy jednak dopiero po jego całkowitym opróżnieniu. Adaptacja i otwarcie Cracovii pozwoli na realizację tych planów. Do Cracovii będziemy mogli przenieść naszych pracowników z Gmachu Głównego, gdzie pracuje około 200 osób, a także część dzieł sztuki do nowych magazynów. Dopiero po zakończeniu remontu Gmachu można myśleć o czymkolwiek innym. Do tego czasu Muzeum Wyspiańskiego będzie funkcjonować w budynku dawnego Spichlerza przy placu Sikorskiego.

Zostawmy więc gmachy i wróćmy do wystaw. Jaką ciekawą wystawę widział pan ostatnio w Krakowie?
Ostatnio widziałem i byłem pod wrażeniem nowej wystawy stałej w Muzeum Inżynierii i Techniki. A z dziedziny historii sztuki najchętniej odwiedzam wystawy w Międzynarodowym Centrum Kultury, opowiadające o zagadnieniach, które szczególnie mnie interesują, czyli o Europie Środkowej i sztuce XX i XXI wieku. Na pewno zobaczę planowaną tam jesienią wystawę o architekturze socmodernizmu. Druga instytucja, którą zawsze odwiedzam z przyjemnością to Muzeum Fotografii. W najbliższym czasie wybieram się na wystawę "Fotografika", podobno jest świetna.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.