Adam Woronowicz. W dawnej koleżance zobaczył przyszłą żonę

Czytaj dalej
Fot. Piotr Hukało
Paweł Gzyl

Adam Woronowicz. W dawnej koleżance zobaczył przyszłą żonę

Paweł Gzyl

To wyjątkowy przypadek w naszym świecie aktorskim. Bo kino dało mu możliwość zagrania zarówno wyjątkowych świętych, jak i najgorszych kanalii. Dlatego jedni widzowie pamiętają go przede wszystkim z tego, że zagrał księdza Popiełuszkę i ojca Kolbe, a drudzy - że był w kinie „Czerwonym pająkiem”, a w telewizyjnej „Diagnozie” - podłym Artmanem.

- Przede wszystkim trzeba marzyć. Wszystko rodzi się i zaczyna w naszej głowie. Jednak jest jeden warunek. Marzenia trzeba realizować! Ta droga nie jest łatwa, ale daje dużo satysfakcji. Jednak, jeśli człowiek nie ma pasji bycia aktorem, to będzie się tylko męczył w tym zawodzie. Czasami pytam ludzi, czy mają marzenia. Wielu mówi, że nie ma marzeń. To smutne i jest to zła droga. Człowiek, żeby żyć w pełni, musi czegoś pragnąć. Trzeba do czegoś dążyć. Nawet jeśli uda się w połowie, to jest już jakiś sukces. Tak że polecam marzenia! - mówi aktor w serwisie Białystok Online.

* * *

Adam Woronowicz wychował się na typowo peerelowskim blokowisku. Jego rodzice wcześniej mieszkali na wsi, gdzie mieli tylko jeden pokój, więc mieszkanie w bloku było dla nich ważnym awansem. Ojciec pracował w Państwowym Przedsiębiorstwie Transportu Handlu Wewnętrznego, gdzie był dyspozytorem, a matka - w zakładach mięsnych w Białymstoku. Mimo to nie przelewało im się - szynka i baleron pojawiały się na domowym stole tylko w święta i na rodzinnych uroczystościach.

Młody Adam miał bujną czuprynę - i idealnie pasowała ona do jego charakteru. Chłopak był wyjątkowo energetyczny, dzisiaj pewnie zdiagnozowano by u niego ADHD, a w tamtych czasach musiał się liczyć z całkowitym niezrozumieniem wśród nauczycieli. W końcu zawalił czwartą klasę - i musiał ją powtarzać. Kochał jednak książki - szczególnie historyczne - i czytał je od deski do deski. Wśród uczniów białostockiej podstawówki nie było chyba drugiego takiego, który tak często odwiedzałby bibliotekę jak on. Problemy w szkole nie przeszkodziły mu również w byciu ministrantem w swojej parafii.

- Kościół był wtedy dla mnie symbolem wolności. Przychodziła upragniona niedziela, bo soboty były pracujące, i rano po mszy ksiądz brał nas na przykład na rowery i jechaliśmy na wycieczkę. Kościół zawsze otwarty, wchodziło się, ksiądz na zakrystii zawsze był, wystarczyło zadzwonić i do ciebie wychodził - tłumaczy w „Zwierciadle”.

Czytaj więcej i dowiedz się: 

  • jak dalsze życie młodego człowieka ukształtował spektakl "Mistrz i Małgorzata"?
  • jak aktor poznał miłość swojego życia?

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.