Abdul Hakim: Nie myślcie o nas, że jesteśmy terrorystami

Czytaj dalej
Marcin Mamoń

Abdul Hakim: Nie myślcie o nas, że jesteśmy terrorystami

Marcin Mamoń

Z Abdulem Hakimem (Rustamem Ażijewem), pułkownikiem Sił Zbrojnych Republiki Iczkerii na Ukrainie, emirem dżamaatu Adżnad al-Kaukaz w Syrii rozmawia Marcin Mamoń.

Jesteś od niedawna na Ukrainie. Wiem, że nie możesz mówić jak się tu dostałeś. Ale kiedyś tu już byłeś...

Tak. W sierpniu 2009 r. zostałem ranny w Czeczenii. Tydzień później „bracia” pomogli mi przedostać się na Ukrainę, oczywiście nielegalnie. Potem wiele miesięcy leżałem w szpitalu. Przechodziłem kolejne operacje. Źle było z ręką i z oczami.

Co się wtedy stało?
Eksplodował ładunek wybuchowy. Przygotowywaliśmy minę pułapkę na żołnierzy rosyjskich. Wybuchła mi w rękach. Bracia zrobili wszystko co było możliwe w tamtych warunkach. Odcięli mi palce – kawałki, które nie nadawały się już do niczego. Zagipsowali to wszystko, obwiązali dali antybiotyk, jakieś środki przeciwbólowe, te najprostsze, jak na ból zęba. Miałem też uszkodzony wzrok. Na jedno oko w ogóle nie widziałem. Dzisiaj działa, ale tylko w 50 procentach.

Jakim cudem udało ci się wydostać z okupowanej i w pełni kontrolowanej przez Rosjan Czeczenii?

Nasi ludzie pracujący w oficjalnych strukturach bezpieczeństwa przewieźli mnie na granicę i pomogli przedostać się na drugą stronę. Nie podam ich imion, bo niektórzy żyją, wciąż gdzieś pracują i pomoc ich może kiedyś być potrzebna no i mają rodziny na Kaukazie.

Wiele lat walczyłeś i zostałeś ranny. Wasz bard Timur Mucurajew śpiewał w jednym ze swoich songów, że „wilkowi też potrzebny jest oddech”. Nie pomyślałeś wtedy, że pora odpocząć?

Nie. I kiedy dostałem lewe dokumenty pojechałem do Turcji. To było w 2010 r. Rok później próbowałem wrócić do domu (do Czeczenii - red). Chciałem przedostać się przez Gruzję, ale Gruzini nie dali zgody i w 2012 r. wróciłem do Turcji.

Gruzini podobno nie lubią Rosjan. Wszystko to bajki?

Najkrócej mówiąc potraktowali mnie jak niechcianego gościa. A ja nie chciałem nikomu w Gruzji robić problemów. W ciszy, bez rozgłosu przygotowywałem się do drogi. Zgromadziłem odpowiedni sprzęt… Było tego trochę. Gruzini przyszli pewnego dnia. Zabrali wszystko i powiedzieli: „Wyjedź! Nie chcemy cię tu!”

W Czeczenii żyłeś w okupowanym Groznym. To nie góry, lasy. Jak tam mogłeś przetrwać i jeszcze walczyć?

Teraz siedzimy tutaj. Pijemy herbatę… A tam nigdy nie wiesz, czy uda ci się ją dopić. Zdążymy? Nie zdążymy? Cały czas żyjesz w napięciu. Odpoczywasz w dzień a wychodzisz nocą. Kiedy robiło się ciemną wyjeżdżaliśmy dwoma, czasem trzema samochodami. Z przodu był jeden – policyjny. Nasi policjanci. Oni pomagali zweryfikować informacje, na kogo możemy zapolować, gdzie zrobić zasadzkę. Grozny nie jest aż tak dużym miastem. Są tam pola i tereny zalesione. Tam na nich czekaliśmy. Czasem sytuacja w mieście była tak trudna, że nie mogliśmy się w ogóle po nim poruszać. Wtedy przenosiliśmy się za miasto. Nie ma tam gór, ale są niewielkie lasy i zagajniki. Tam czekaliśmy na odpowiedni moment. To trwało tydzień, czasem dwa tygodnie. Doskonale znam ten tereny. Nie pochodzę z samego Groznego, ale z przedmieść, odległych o 2-3 kilometry od miasta. Ta okolica nazywa się Prigorodnyj.

I jak wyglądały te tygodniowe przerwy?

Oczywiście nie siedzieliśmy bezczynnie. Organizowaliśmy zasadzki, zabijaliśmy urzędników reżimu, podkładaliśmy w różnych miejscach ładunki wybuchowe. Można powiedzieć, że poza miastem było nam łatwiej walczyć niż w samym Groznym. Ale to w Groznym robiliśmy największe operacje. Nie mówię tu o drobnych akcjach jak zabicie jakiegoś menta (policjanta – red.). To robili inni, którzy tylko tym się zajmowali. My organizowaliśmy zamachy bombowe, atakowaliśmy kolumny samochodowe. Było tego trochę.

Opowiesz o choćby jednej z nich?

Za jedną z nich trafiłem na listę ściganych. Chodzi o 6 oficerów Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Służyli w jednej z baz rosyjskich rozlokowanych po całym mieście. Po pracy wyszli na zewnątrz. I krótko mówiąc zostali zlikwidowani. To były największe kanalie. Torturowali i zamordowali wielu naszych. Ktoś potem doniósł na FSB, że to była moja operacja. Rosjanie zarzucają mi, że zabijałem Czeczenów i zwykłych żołnierzy. Kłamią. Moim celem byli ludzie z FSB.

Działałeś sam czy w jakieś większej strukturze, grupie?

Miałem w mojej wsi niewielki dżamaat (grupa muzułmanów działająca w jednym celu – red.) Wszyscy byliśmy z jednej szkoły, razem ćwiczyliśmy na hali sportowej. Potem na początku 2004 r. dołączyliśmy do Dokki Umarowa (Emirat Kaukaski – red.). Przez pewien czas naszym dowódcą był emir Groznego – Szamsudin. Przeczytasz o nim w Internecie. Zestrzelił rosyjski helikopter transportowy (156 ofiar – red.)

Żyje?

Tak. Złapali go. Dostał dwa wyroki dożywocia. Jego miejsce zajął mój przyjaciel Abu-Bakr, mudżahedin od 2007 r. On był człowiekiem Dokki (Umarowa -red.), a Dokka był już wtedy głównym dowódcą. Gdy Abu Bakr został szahidem (męczennikiem -red.) to ja zostałem wyznaczony na emira Groznego.

Pamiętasz ten dzień, kiedy zostałeś mudżahedinem? Ile miałeś wtedy lat?

Nie pamiętam dokładnej daty, ale było to w 2000 roku. Nie miałem jeszcze 19 lat. Byłem wtedy sportowcem, walczyłem w zapasach. Wygrywałem już zawody w Rosji. Moi bracia walczyli, a ja wciąż zajmowałem się sportem. Kiedyś przyszli do domu i mówią: „Potrzebujemy cię.” Ja im, że chcę uprawiać sport, a kiedy naprawdę będziecie mnie potrzebować to przyjdę. „Jeśli chcesz dzielić nasz los to dołącz do nas teraz” odpowiedzieli.

Rodzeni bracia?

Nie. Przyjaźniliśmy się, krótko mówiąc byliśmy sobie bliscy jak bracia. Dorastaliśmy razem, chodziliśmy do tej samej szkoły. Jeden z nich nazywał się Abu bakar Dżambuatiew. Powiedzieli mi: „Chodź z nami”, a ja poszedłem. To był 2000 rok. i początek tego wszystkiego. Jednego dnia porzuciłem wszystko, sport, dom, bliskie miejsca, całe dotychczasowe życie. Nigdy do niego wróciłem. Wziąłem do ręki broń i zamknąłem za sobą drzwi raz na zawsze.

Dzisiaj powiesz, że dobrze wybrałeś?

Co innego mogłem zrobić? Zostać kadyrowcem albo ich niewolnikiem? Wolałem zachować się jak mężczyzna i robić to, co nasi ojcowie. Innej opcji nie było. Nie ma i dziś. Chcesz przeżyć musisz iść za Kadyrowem. Zobacz, co kadyrowcy wyczyniają teraz w Urus-Martanie. Przychodzą do naszych domów i mówią: jeśli jesteś mężczyzną to masz jechać na Ukrainę. Gdybym nie wybrał swojego losu musiałbym walczyć z własnym narodem a teraz z Ukraińcami, niewinnymi ludźmi. Nie. Wolę walczyć z nimi i Rosjanami. Mam czasem jednak pretensje do siebie, że zrobiłem za mało, że powinienem zrobić więcej – zabić ich więcej. Na Allaha! Nigdy nawet nie pomyślałem, żeby iść inną drogą!

Nie pomyślałeś, że dość! Spełniłem swój obowiązek względem Ojczyzny i wracam do normalnego życia?

Nie. Z obowiązku zwalnia cię dopiero śmierć. Kiedy byłem ranny to po wyjściu ze szpitala robiłem wszystko, żeby wrócić, ale do Czeczenii a kiedy byłem w Syrii to moim celem nr 1 było zadanie jak największych strat Rosjanom. Wierzę, że kiedyś wrócę. Przygotowuję się na ten dzień i pytam „braci” czy są na to gotowi, jeśli te drzwi się dla nas otworzą.

Może historia przyspieszyła i ten dzień jest bliski?

Chciałem przyjechać na Ukrainie już w 2014 roku, kiedy to wszystko się zaczęło. Wtedy było dużo trudniej niż dzisiaj. Nie chcieli nas, ale to się zmieniło. W lutym, kiedy Putin znów zaatakował Ukrainę miałem wszystko przemyślane. Byłem przygotowany i wiedziałem co robić.

Mówiłeś mi przed laty, a ja napisałem o tym w tekście dla dużego amerykańskiego portalu, że czeczeński dowódca w Syrii nie ma wątpliwości, że wkrótce Rosja wywoła nową wojnę o dużo większej skali niż dotąd. Skąd to wiedziałeś?

Wy Polacy a pewnie i służby specjalne innych krajów znacie Rosjan dużo lepiej niż my.

Nawet nazywają nas na świecie rusofobami. A jednak w większości byliśmy zaskoczeni, tym co się stało 24 lutego. Większość Polaków wojnę dawno wyrzuciła z pamięci.

To zrozumiałe. Ludzie są jak woda. Jest jednak armia, służby specjalne. Oni muszą wiedzieć, i być przygotowani na to. Mówiłem tobie otwarcie: Pomóżcie nam. Są u nas w ojczyźnie jeszcze ludzie, na których można polegać. Zróbmy coś dla nich, żeby nie musieli stamtąd uciekać. Pomóżcie nam choćby finansowo. Wtedy było łatwiej. Wszystko można było zrobić. Potem zaatakowali Gruzję, Ukrainę i z Białorusią byłoby to samo, gdyby Łukaszenko nie stał się ich niewolnikiem. A dalej wiadomo są Bałtowie i Polska. Tyle.

Rosja… Przeklęty kraj.

Rosjanin – to wiemy z historii - jest jak głodny szakal, który atakuje słabych, żeby choć strzęp mięsa urwać. On nie pomyśli, żeby zmienić coś na lepsze, uczynić życie wartościowszym, rozwiązać problemy swoje i innych a najmniej ważny jest los narodu, jego problemy wewnętrzne, niedostatki. Rosjanie rozumują tak: Jeśli nam się źle żyje to inni nie mogą mieć lepiej. W ten sposób chcą porządkować świat. My czegoś nie możemy zrobić to ty też nie będziesz mógł.
Dlatego będą siać chaos i niszczyć wszystko wokół siebie. Zawsze głodni jak szakale. Potrzebują krwi i ofiar. Krew jest dla nich jak tlen. Ilu ludzi zabili na Kaukazie? Ilu w Syrii? Niewinne kobiety, dzieci. Widziałem to wszystko na własne oczy. Broń radioaktywna, chemiczna. Eksperymentowali z nią w Syrii. Zginęły setki, tysiące kobiet i dzieci.

Wciąż giną

I nikt nie reaguje, bo nie rozumie tego co wydarzyło się w Syrii. A tam jest odpowiedź. Czy po tej rzezi jaką Putin zgotował Syryjczykom oszczędzi teraz cywilów, będzie żałował? Kogo? Ukraińców – to już wiemy. Polaków? Europejczyków? Nie łudźmy się, że oni nie są gotowi użyć wszystkiego co zgromadzili w magazynach. Za chwile będą eksperymentować z bronią radiacyjną. Mówię to dzisiaj Ukraińcom...

Mają też atom...

- Nie użyją broni nuklearnej na 100%. To będzie samobójstwo. Ale broń radiologiczna – tak, gazy bojowe, bomby chlorowe, których używali w Syrii to bardzo możliwe. Zrobią to, żeby wywołać panikę. Zrzucą takich 10 bomb i ludzie zaczną uciekać. Dzisiaj Putinowi albo uda się całkowicie pokonać Ukraińców, albo sam będzie musiał paść na kolana - poddać się, stać nikim. Ale on prędzej się powiesi niż ukorzy. Będzie więc musiał przestraszyć Europę i cały świat, żeby myślano, że jest szalony i zdolny do wszystkiego.

Rosyjskie zbrodnie w Syrii tego nie dowiodły?

Kiedy zabijasz z zimną krwią kobiety, dzieci i starców przestajesz być człowiekiem. Tacy są rosyjscy najemnicy z grupy Wagnera. Są i w Syrii i tu na linii frontu. Nie myślą jak ludzie. Są zupełnie szaleni. Gdy walczą masz wrażenie, że stracili poczucie strachu czy może nazwiesz to instynktem. Wychodzą z okopów, idą do ataku na otwartej przestrzeni. Nie da się ich zatrzymać. Możesz ich tylko zabijać. Być może dosypują im coś do jedzenia i potem rzucają do boju. To też mięso armatnie a Rosja ma jego spore zapasy. Pokonali w ten sposób Niemców w czasie II wojny światowej.

Ukraińcy mają tego świadomość?

Mówię to Ukraińcom, „braciom” i wszystkim, z którymi rozmawiam. Mogą zebrać milion ludzi. Dla nich to nie jest trudne. Jeśli rzucą 200 tysięcy ludzi na Kijów to miasto zostanie zdobyte. Ukraińców nie ma tak wielu. Mówią, że ważna jest jakość a nie ilość. Nic bardziej mylnego. Ukraińcy nie mają tyle broni, żeby ich wszystkich zabić. Mają tyle, ile dał im Zachód.

To jednak wymaga czasu, a Putin nie ma go chyba za wiele?

Myślę, że planuje teraz coś bardzo poważnego. Musi pokazać, udowodnić, że racja po jego stronie. Jeśli mu się to nie uda, przegra wszystko. Nie zmobilizuje już nowej armii, ludzie za nim nie pójdą. Kto pójdzie do obozu przegranych? Dlatego teraz a nie za 5 lat Putin musi pokazać całemu światu, że gotów jest na dużo więcej. Ma jedną szansę na jedną operację, ale jeśli poniesie klęskę to już się nie podniesie. Potrzebuje oczywiście czasu na jej przygotowanie. Rok, może dwa ale nie więcej.

b]To twoja trzecia wojna. Po Czeczenii była Syria, teraz Ukraina. Czym się one różnią? [/b]

W Czeczenii po 2000 r. była wojna partyzancka i działania czysto dywersyjne. Gdziekolwiek jesteś tam jest wróg - wszędzie. Zawsze jest napięcie. Cały czas musisz mieć pod ręką broń. I nawet jak śpisz, to masz ją przełożoną przez ramię czy zaciskasz w dłoni, by w jednej sekundzie móc ją użyć. Najgorsze jak śni ci się nie masz przy sobie broni. Do dzisiaj miewam sny, w których szukam jej, bo gdzieś zgubiłem, położyłem, zapomniałem. Nagle przypominam sobie, gdzie ją zostawiłem i budzę się natychmiast. W snach najbardziej bałem się, że mnie złapią, że trafię do niewoli.

W Syrii było więc łatwiej?

Inaczej. Byliśmy w jakimś sensie w strukturach państwa, które prowadziło wojnę i to była wojna na dużą skalę. Mieliśmy swoje terytorium tak, jak Asad i Rosjanie. Jeśli miałbym porównać wojny w Czeczenii i Syrii, to pierwsza był jak nocleg na mrozie, na gołej ziemi a druga jak hotel trzygwiazdkowy. Mogliśmy leczyć rannych, była broń cięższa niż kałasznikow czy granatnik przeciwpancerny. Mieliśmy kontrolowane przez nas terytorium i granicę z Turcją skąd mogli przybywać ochotnicy, gdzie mogliśmy się wycofać, wyjechać, zregenerować siły.

A Ukraina?

Tu jest o wiele lżej. Na Ukrainie wojna toczy się na jeszcze większą skalę choć nie niewiele się różni od tej w Syrii. I tam była ciężka artyleria, czołgi i tu jest. Na Ukrainie mają jednak samoloty i drony i przez to jest łatwiej. W Syrii nie mieliśmy niczego takiego ani nawet odpowiedniej broni przeciwlotniczej - żadnych stingerów czy innych rakiet. Tutaj jest wszystko.

Mówią, że teraz mamy powtórkę z I wojny światowej.

To samo prawie było w Syrii. Tłumaczyliśmy Syryjczykom, że z Asadem i Rosjanami nie da się walczyć tak jak z jakimś innym równorzędnym państwem. Oni tego nie rozumieli i ponosili ogromne straty. W jednej operacji mogli stracić nawet 1000 bojowników. Mudżahedini tacy jak my nie mieli aż tylu ludzi. Dzieliliśmy się na drobne mobilne grupy do 10 osób. Atakowaliśmy w jednym miejscu, potem w drugim a czasem jednocześnie na kilku kierunkach. Wojna na wyczerpanie. Dużo operacji, ale o stosunkowo niedużej skali z wykorzystaniem niewielkich grup bojowników: celny strzał snajpera, atak artyleryjski atak rakietowy i akcje uderz, zabij, wycofaj się. Mówiliśmy Syryjczykom: Policzcie się i mierzcie siły na zamiary.

Posłuchali?

Nie. A w końcu nadchodzi taki moment, że ponosisz coraz większe straty, jesteś wyczerpany a na koniec tracisz terytorium. Wtedy trzeba robić dywersję, a nie znów posyłać do boju 1000 osób, zająć tych 5 km kwadratowych i nie utrzymać ich ponosząc tylko większe straty. Tamci rzucają lotnictwo, helikoptery. Bombardują, strzelają i w końcu trzeba się wycofać. Syryjczycy zrobili więc jedną, dwie, trzy operacje i dali się wytłuc. Było po wszystkim. Potem ruszyli na nas Irańczycy.

Po co tam w ogóle pojechałeś? Czy to była twoja wojna?

Chciałem wrócić do domu, ale tam nie było już możliwości by walczyć. Asad czy Putin – oni są tacy sami. Chodziło mi tylko o to, żeby walczyć z okupantem mojego kraju, zadawać im możliwie jak największe straty. Zabijać, gdziekolwiek są. Chciałem stworzyć własny oddział, realną siłę, z którą mógłbym wrócić do ojczyzny. Mogłem bezczynnie czekać na lepsze czasy w Turcji, ale wtedy nie zgromadziłbym ludzi, nie wyszkoliłbym ich i nikt z nich nie nabrałby niezbędnego doświadczenia w prawdziwej walce. Szansą na to była Syria.

Można zebrać ludzi, ale można też ich stracić i to daleko od domu…

Nie miałem dużych strat. Zginęło najwyżej 15 „braci”. Mój oddział liczył zwykle 50 osób, choć były takie okresy, kiedy ponad 100 osób walczyło pod moją komendą. W Syrii trudno było utrzymać tak dużo ludzi na stałe. Wojna kosztuje. Choć nie chodziło tylko o finanse, czy raczej ich brak.
Nie chciałem tworzyć tam dużej armii. Bracia przyjeżdżali, uczyli się i wyjeżdżali, ale ja wiedziałem, że oni są już zdecydowani, żeby wrócić na Kaukaz - do Czeczenii i walczyć. To, dlatego stworzyłem dżamaat Adżnad al-Kaukaz. Inni z różnych przyczyn woleli zostać w Syrii i ci walczyli na stałe w moim oddziale. Oni też mogli nauczyć się czegoś a jednocześnie bić Rosjan.
W 2014 r., kiedy zaczęły się walki w Donbasie chciałem pojechać na Ukrainę, ale wtedy dla człowieka ściganego (na wniosek Rosji – red.) z bagażem doświadczeń w Syrii to było znacznie trudniejsze niż dzisiaj i groziło tym, że Ukraińcy wydadzą mnie Rosjanom. Nie miałem wtedy na Ukrainie za wielu kontaktów i nie znałem odpowiednich ludzi.

Czy możesz wezwać teraz „braci” i stworzyć z nich oddział zdolny do walki z Rosjanami na Ukrainie a może już wkrótce w Czeczenii?

Tak, choć wiele zależy od strony ukraińskiej. Jesteśmy sojusznikami. My podlegamy Ministerstwu Obrony CzRI i naszym politycznym liderom. Oni podpisali z Ukraińcami umowę o stworzeniu jednej brygady złożonej z naszych ludzi. Najważniejsze teraz to otworzyć dla nich drogę na Ukrainę i rozwiązać kwestie finansowe oddziału. Chciałbym do lata zebrać około tysiąca bojowników. Tutaj będą trenować, przygotowywać się do walki.

Ambitny plan.

Plan minimum to 200- 300 bojowników. Tu jest prościej niż w Syrii. Jesteśmy tu legalnie. Kiedy walczyliśmy u siebie - w Czeczenii, albo w Syrii, to nazywali nas terrorystami. Mam nadzieję, że już niedługo to się zmieni. Zachód chyba już zrozumiał kim są Rosjanie.

Co trzeba zrobić, żeby zmienić wizerunek Czeczenów z terrorystów, bandytów, mafiosów?

Wiesz lepiej od innych, co dzieje się w Syrii. Sam widziałeś kto tam był i po co tam pojechał. W Turcji i w innych krajach doskonale wiedzą, że ja, moi ludzie nie należeli do żadnych takich grup, jak Państwo Islamskie czy Al-Kaida. Nikomu nie składaliśmy przysięgi. Nie mieszaliśmy się też w wewnętrze konflikty ani Syryjczyków, ani bojowników z międzynarodowych dżamaatów. Od 2017 roku walczyliśmy tylko z Rosjanami i to im staraliśmy się zadawać jak największe straty. Oczywiście zabijaliśmy też Syryjczyków, ale tylko tych od Asada. Ja miałem tam stu ludzi a terrorystów z różnych ugrupowań miało być 10 tysięcy, czy więcej. Mało kto na świecie miał wystarczającą wiedzę by wiedzieć kto jest kim więc wszystkich nas, którzy przyjechaliśmy do Syrii zaocznie wpisano do tych najbardziej radykalnych i niebezpiecznych organizacji choć my nie mieliśmy z nimi nic wspólnego.

A czy wśród twoich ludzi nie ma tych albo nie dołączą ci, których nazywają radykałami?

Ukraina jest dzisiaj dla nas takim filtrem, kto kim jest i służby wszystkich państw mogą sprawdzić i przekonać się, że żadni z nas radykałowie ani przestępcy. Ci bowiem nie są zainteresowani wojną z Rosjanami ani odzyskaniem Iczkerii (Czeczeńska Republika Iczkeria – red). Radykałowie mają już swoje państwo - Kalifat a przestępcom o wiele łatwiej jest żyć w Europie czy w Turcji bo tu obowiązuje surowe prawo wojenne. Mam dziesiątkę dzieci, żony. Zostawiłem wszystko. Nie przyjechałem dla pieniędzy ani żeby komuś coś ukraść. Jedyną zapłatą za moją pracę będzie wolna Iczkeria.

Jesteś muzułmaninem.

Nie ukrywam tego. Chcę żyć w swoim muzułmańskim państwie, tak samo jak mają do tego prawo talibowie i inni. Każdy naród ma prawo żyć według własnych praw, zgodnie ze swoją religią. Jeśli będziemy utrzymywać dobre, polityczne i handlowe relacje z sąsiadami i z całym światem to komu miałoby to przeszkadzać? Chcemy być wolni. Czy nie jesteśmy tego godni? Czy na to nie zasługujemy? Czy przez setki lat nie udowodniliśmy tego przelewając krew na wojnach z Rosjanami?

Dlaczego więc tak wielu Czeczenów walczy dzisiaj za Kadyrowa i za Putina, który wymordował przynajmniej 1/5 waszego narodu?

Znamy dobrze swój naród i wiemy kim są Kadyrow i jego ludzie, do czego są zdolni i na co są gotowi. Dzisiaj w mojej ojczyźnie nie ma miejsca na krytykę władz, na niezadowolenie z tego, co tam się dzieje. Ludzie się boją. Krajem rządzi bardziej strach niż Kadyrow. Nasz starszy brat Ahmed Zakajew uważa, że to problem polityczny, który trzeba w pewien sposób rozwiązać. Ja jednak jestem żołnierzem i wiem, że władzę w Czeczenii można zmienić jedynie siłą. Nie ma innego wyjścia. Nigdy go nie było.

Rosyjska armia wam na to pozwoli?

Rosjanie mogą być wtedy na ukraińskim froncie, a przynajmniej większość wartościowych żołnierzy. Jeśli więc ich nie będzie w Czeczenii to o ile tylko uda nam się przedostać do kraju (200-300 ludzi) zdobędziemy nasz kraj i zajmie nam to nie więcej niż 6 miesięcy. Dołączą do nas inni. Kadyrowcy są jak napiętnowani. Jest ich może tysiąc. Nie więcej. Zagarnęli miliony dolarów i mają władzę. Reszta to niewolnicy. Są posłuszni. Chcą przeżyć. Kiedy jednak zobaczą, że nie ma już Kadyrowa i jest alternatywa to pójdą za nami. Przyjdą z bronią i żądzą zemsty za wszystkie upokorzenia i zło, którego doznali od Kadyrowa. Większość jego ludzi pewnie ucieknie do Dubaju albo do Turcji. Myślę, że są na to przygotowani. Wielu już wywozi z kraju swoje rodziny. Rozumieją, że koniec Putina jest bliski i będzie też końcem dla Kadyrowa. Jeśli nie będzie w kraju Rosjan i naród poczuje swoją szansę to bardzo wielu pójdzie do lasu walczyć. Wiesz co to oznacza?

Znam wasze prawa - krwawa zemsta rodowa.

Zabili wielu niewinnych ludzi, wielu odebrano godność. Nawet jeśli Zakajew nic nie zrobi, albo będzie temu przeciw to zwykli ludzie tego tak nie zostawią. Człowiek może czekać nawet 50 lat, ale kiedy wreszcie dostanie szansę by odpłacić za swoje krzywdy nic go nie zatrzyma. To jest w naszej krwi, w naszych genach i nie przemija nawet przez tysiąc lat.

Co Ukraińcy na to? Znają twój plan?

Nie mogę o wszystkim mówić, ale wiem, że mamy wspólny cel.

A świat zgodzi się na wolną Czeczenię i co się z tym wiąże na rozpad Federacji Rosyjskiej?

Myślę, że społeczność międzynarodowa się przebudziła i niech za mnie mówią fakty. Na Ukrainę dotarł Ahmed Zakajew, w końcu znalazłem się tu też ja. Przyjadą inni. Świat zrozumiał, kim jest Putin i czym jest Rosja. Jeśli dzisiaj wezmą Ukrainę to jutro Ukraińców wcielą do armii, żeby razem z nimi, Białorusinami i innymi podbitymi narodami zaatakowali Polskę, kraje bałtyckie. Tak się stanie. Zawsze tak postępują. Co zrobili z Kaukazem, z Czeczenami? Wysyłają ich na front by zabijali dzisiaj Ukraińców.

Jak to w ogóle jest możliwe?

Rosjanie się na tym znają. Wystarczą im 2-3 lata by tych wszystkich ludzi przewerbować i umownie mówiąc, zaczipować. Strachem, kłamstwem, przemocą. Większość się temu podda a inni zrobią to dla pieniędzy. Jest jeszcze propaganda. Niedawno siedziałem w więzieniu w Turcji. Można tam oglądać rosyjską telewizję: pierwszy i drugi kanał. U nich propaganda nie zasypia. Pracuje w dzień i w nocy. Kilka razy już ogłosili, że zajęli prawie całą Ukrainę. Rosyjska telewizja produkuje zombie. Tysiące, miliony zombie.

Pamiętam, powiedziałeś mi kiedyś. To było w Stambule, że „Gruzini myśleli, że Rosjanie nie przyjdą, potem Ukraińcy też tak myśleli, i Europejczycy, i że masz nadzieję, że oni przyjdą do nas. Będziemy wtedy pytać, gdzie ci Czeczeni, ale będzie za późno. Odpowiecie nam: „Nie ma Czeczenów. Są międzynarodowi terroryści. Myliłeś się. Jesteśmy dzisiaj sojusznikami.

Cóż… Polacy jednak nie przepuścili mnie przez granicę, więc jacy z was sojusznicy?

Kiedyś tak się stanie. Cierpliwość to jedno z imion Allaha. Wiesz to lepiej ode mnie.

Ja tych na granicy trochę rozumiem. Skąd mają wiedzieć skąd pochodzi i kim jest ten Abdul Hakim. Wiadomo. Najważniejsze jest bezpieczeństwo państwa. Nie powiem złego słowa na Polaków. Przecież w Polsce są moi rodzice, bracia. Nie zapominam, że Polacy im pomogli i za to bardzo Polskę szanuję. Podobne uczucia żywię do Turcji. Ile oni przyjęli do siebie Czeczenów, tysiące niewinnych ludzi z całego Kaukazu. Nie wydają ich Rosji. To wielka sprawa, a ten, kto nie odczuwa wdzięczności staje się niewdzięczny wobec Allaha. Nawet za najmniejszą przysługę, za dobro ci okazane powinieneś być wdzięczny i nie zapominać. Chciałbym jednak coś więcej: żeby Polacy, wszyscy w Europie pozbyli się iluzji, że Rosja może być normalnym państwem i żeby nie myśleli o nas tak, jak chcą Rosjanie, że jesteśmy terrorystami i zagrożeniem dla świata. Chcieliśmy żyć spokojnie, po cichu. Żyliśmy tak, ale oni do nas przyszli i nie dali wyboru. Zaatakowali nas w 1994 roku, potem w 1999. Wcześniej deportowali nas z naszej ziemi a połowę narodu wymordowali. Jak tylko przekraczaliśmy milion zaczynali wojny, po których zostawało nas nie więcej niż 200-300 tysięcy. Dlatego jeśli dzisiaj możemy działać z Ukraińcami i Europejczykami we wspólnej sprawie to musimy z tej szansy skorzystać. Nawet jeśli Zachód porzucił Ukrainę my będziemy robić swoje.

Na Allaha! Będę szedł tą drogą do końca moich dni. /

[polecane]19539135,24075373,19595567,24269935,24278437,24257263[/polecane]

Marcin Mamoń

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.